Ilekroć powracam do wspomnień związanych z domem (należę do
osób, których homesick łapie cholernie szybko), przypominam sobie
czteroletniego siebie siedzącego na kuchennym blacie, lepiącego kaczki i inne
rzeczy wpadające do głowy z ciasta na kopytka. Wzrok babci wyrażał jedno, ale i
tak z uśmiechem gotowała potworki, które potem zjadałem.
Z babcią wiąże się
też sprawa, w którą nie mogłem uwierzyć. Niezłomna kobieta, gotująca dla dwóch
wnuków-niejadków, starająca się za wszelką cenę zrobić coś z niczego (ponieważ
składników zdatnych do skonsumowania przeze mnie i brata naprawdę była
garstka), odpowiedzialna za obiad sześć dni w tygodniu tak naprawdę… nie lubi
gotować.
Kiedy to usłyszałem, pierwszą myślą, jaka pojawiła się w
głowie, było „No ale jak to?! Przecież jest BABCIĄ!”. No tak, bo przecież
„babcia” to synonim „nieuzasadnionej wiecznej chęci do gotowania”.
I mimo braku zamiłowania do stania przy garnkach, kuchnia
babci to coś, dla czego chce się wracać do domu rodzinnego. Naleśniki w każdym
wydaniu (obecnie królują z mięsem, którymi za gówniarza gardziłem. Głupi ja),
kotlety z jajek, zupa ogórkowa, czerwony barszcz… Mając to do osiemnastego roku
życia na co dzień, na wyciągnięcie ręki, w ogóle nie doceniałem. Często
powtarzałem „Przejadło mi się”. Teraz, niczym stereotypowy student, rzucam się
na te dania i domagam się dokładki. Smakują dwa razy lepiej, choć przecież są
robione z tych samych składników.
Podobnie miałem z ciastem drożdżowym mamy. Jeszcze kilka lat
temu, kiedy tylko zostało upieczone, robiłem klasyczne „meh!”, twierdząc, że za
suche, że jakieś tam, argument znajdę potem. Teraz doceniam zajebistość tego
ciasta, bo po prostu jest świetne! Bez masła, bez rodzynek czy jakichś dżemów.
Właśnie „suche”.
A wzięło mnie na wspomnienia już jakiś czas temu, kiedy byłem
u przyjaciół i zobaczyłem taki oto uroczy talerz:
Dlatego wracam do potraw niezjedzonych, by zauroczyć się ich
smakiem i wspomnieniami, które dotyczą idiotycznego unikania ich. Bo z pewną
dozą nostalgii smaki są jeszcze bardziej wyraziste.
P.S. Sałatka z makaronem i paluszkami krabowymi była MEGA!
P.S. 2 Do wątróbki wróciłem, ale nie smakuje mi. Więc z jej
powodu nie odczuwam żadnego żalu.
A jaki Wy mieliście stosunek do jedzenia za dzieciaka? Piszcie i...
... wpadajcie na Facebooka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz