Czy doznaliście kiedyś tego uczucia, kiedy chcecie coś
usilnie napisać, ale każda próba stworzenia sensownego zdania kończyła się
wbiciem palca w Backspace? Pewnie tak. Ja tak miałem z tym wstępem…
Stało się, teraz w rubryce „wiek” mogę stawiać przez
najbliższe jedenaście miesięcy dwie dwójki i nie wiem, czy się cieszyć, czy
zaszyć w ciemnym kącie z paczką chipsów i przeżywać fakt, że jestem bardziej
świadomy starzenia się niż za dzieciaka. Był tort, który raczej należy
traktować jako zwykłe ciasto, ale do niego jeszcze powrócimy.
Zmieniając temat – byłbym głupcem, gdybym nie wychodził z
własnej kuchni i nie wybierał się do knajp, których w Toruniu nie brakuje. I
choć siedzę w tym mieście niecałe trzy lata, lista nieodwiedzonych lokali jest
jeszcze długa, lecz obiecałem sobie systematycznie ją skracać. Z odwiedzonych
miejsc mogę z ręką na sercu polecić „Manekina”, świetną naleśnikarnię, o której
zapewne słyszeliście, ponieważ sieć podbija coraz więcej miast.
I dobrze! Prócz standardowej oferty, w której znajdziecie
wariacje na temat naleśników (lasagne z naleśników? Naleśniki jako makaron do
sosu? Tu jest to możliwe!), możecie również wypróbować śniadaniową (polecam
naleśnika z jajkiem sadzonym i szynką). Spotykam się z opiniami, że obsługa
czasem wariuje i na stół trafiają nie takie naleśniki, jak potrzeba, ale –
uwierzcie mi – przy takiej liczbie gości (zwłaszcza w sezonie letnim) nie
stracić głowy to prawdziwy cud. Smak wynagrodzi wszelkie pomyłki. (Spróbowałem teraz naleśnika tajskiego, który był dobrym wyborem;)).
W tym wpisie chciałbym polecić jeszcze jedno miejsce, mianowicie marzenie każdego geeka – pub „Cybermachina”, gdzie przy dobrym piwie oraz drinkach o nazwach, które każdemu szanującemu się graczowi i/lub fanowi fantastyki będą swojsko brzmiące, można pograć zarówno w gry konsolowe jak i planszowe. Atmosfera jest niesamowita, a i można natrafić na czołówkę z Pokemonów, więc naprawdę warto tu wpaść! ;D
Nawiasem mówiąc, "Cards Against Humanity" pokazały mi, że na tym świecie nie ma żadnych świętości.
Co do ciasta... Nic wielkiego to nie jest, ale jeśli nabierzecie ochoty na coś słodkiego, możecie wypróbować przepis. Zainspirowany zostałem przepisem ferajny z Sorted, więc oryginał zamieszczam TU.
Ciasto to nic innego jak czekoladowy biszkopt, do którego wykonania potrzeba:
- 4 jajek;
- szklanki mąki;
- szklanki cukru;
- 3 czubatych łyżek kakao
Kiedy biszkopt będzie już upieczony i ostudzony, przekrawamy go na dwie w miarę równe części, nasączamy hojnie ostudzoną kawą i nakładamy na spód przygotowane wcześniej nadzienie, do którego użyć trzeba:
- 200 ml śmietany (30%);
- odrobiny ekstraktu waniliowego (lub cukru wanilinowego, wtedy nie żałujemy i wsypujemy całe opakowanie, nawet jeśli napisane jest, że saszetka jest na kilogram mąki);
- 12 ciastek Oreo (nadzienie i ciastka oddzielnie; ciastka kruszymy na proch).
- 2 łyżek żelatyny.
Komentuj wpisy i wpadaj na Fejsa! ;)