czwartek, 3 marca 2016

Wyjściowo




Czy doznaliście kiedyś tego uczucia, kiedy chcecie coś usilnie napisać, ale każda próba stworzenia sensownego zdania kończyła się wbiciem palca w Backspace? Pewnie tak. Ja tak miałem z tym wstępem…

Stało się, teraz w rubryce „wiek” mogę stawiać przez najbliższe jedenaście miesięcy dwie dwójki i nie wiem, czy się cieszyć, czy zaszyć w ciemnym kącie z paczką chipsów i przeżywać fakt, że jestem bardziej świadomy starzenia się niż za dzieciaka. Był tort, który raczej należy traktować jako zwykłe ciasto, ale do niego jeszcze powrócimy.

Zmieniając temat – byłbym głupcem, gdybym nie wychodził z własnej kuchni i nie wybierał się do knajp, których w Toruniu nie brakuje. I choć siedzę w tym mieście niecałe trzy lata, lista nieodwiedzonych lokali jest jeszcze długa, lecz obiecałem sobie systematycznie ją skracać. Z odwiedzonych miejsc mogę z ręką na sercu polecić „Manekina”, świetną naleśnikarnię, o której zapewne słyszeliście, ponieważ sieć podbija coraz więcej miast.

I dobrze! Prócz standardowej oferty, w której znajdziecie wariacje na temat naleśników (lasagne z naleśników? Naleśniki jako makaron do sosu? Tu jest to możliwe!), możecie również wypróbować śniadaniową (polecam naleśnika z jajkiem sadzonym i szynką). Spotykam się z opiniami, że obsługa czasem wariuje i na stół trafiają nie takie naleśniki, jak potrzeba, ale – uwierzcie mi – przy takiej liczbie gości (zwłaszcza w sezonie letnim) nie stracić głowy to prawdziwy cud. Smak wynagrodzi wszelkie pomyłki. (Spróbowałem teraz naleśnika tajskiego, który był dobrym wyborem;)).



W tym wpisie chciałbym polecić jeszcze jedno miejsce, mianowicie marzenie każdego geeka – pub „Cybermachina”, gdzie przy dobrym piwie oraz drinkach o nazwach, które każdemu szanującemu się graczowi i/lub fanowi fantastyki będą swojsko brzmiące, można pograć zarówno w gry konsolowe jak i planszowe. Atmosfera jest niesamowita, a i można natrafić na czołówkę z Pokemonów, więc naprawdę warto tu wpaść! ;D


Nawiasem mówiąc, "Cards Against Humanity" pokazały mi, że na tym świecie nie ma żadnych świętości.

Co do ciasta... Nic wielkiego to nie jest, ale jeśli nabierzecie ochoty na coś słodkiego, możecie wypróbować przepis. Zainspirowany zostałem przepisem ferajny z Sorted, więc oryginał zamieszczam TU.
Ciasto to nic innego jak czekoladowy biszkopt, do którego wykonania potrzeba:
  • 4 jajek;
  • szklanki mąki;
  • szklanki cukru;
  • 3 czubatych łyżek kakao
Jajka ubijamy z cukrem i kiedy masa zblednie oraz będzie pulchna, dodajemy powoli mąkę wymieszaną z kakao. Przelewamy do foremki i pieczemy w bezpiecznych 180 stopniach Celsjusza przez około pół godziny, uważając, by biszkopt nie opadł.
Kiedy biszkopt będzie już upieczony i ostudzony, przekrawamy go na dwie w miarę równe części, nasączamy hojnie ostudzoną kawą i nakładamy na spód przygotowane wcześniej nadzienie, do którego użyć trzeba:
  • 200 ml śmietany (30%);
  • odrobiny ekstraktu waniliowego (lub cukru wanilinowego, wtedy nie żałujemy i wsypujemy całe opakowanie, nawet jeśli napisane jest, że saszetka jest na kilogram mąki);
  • 12 ciastek Oreo (nadzienie i ciastka oddzielnie; ciastka kruszymy na proch).
  • 2 łyżek żelatyny.
 Żelatynę rozprowadzamy w wodzie. Schłodzoną śmietanę ubijamy na sztywno z cukrem, następnie wlewamy do niej powoli przestudzoną żelatynę. Wrzucamy nadzienia z Oreo, łączymy wszystko, a na koniec wsypujemy rozdrobnione ciastka. Masę chłodzimy. Ważne, żeby masa była tej samej szerokości, co biszkopty, dlatego warto ją przygotować dzień wcześniej w tej samej formie.

   Komentuj wpisy i wpadaj na Fejsa! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz